De facto mamy już 10 marca, a luty przeminął jak mgnienie oka, zaraz zostanie zapomniany w strumieniu kolejnych dni. Poniedziałek zlewa się w piątkiem, a weekend jest za krótki.

Dopiero wczoraj, po ponad miesiącu czy dwóch awarii przedniego obiektywu w moim Iphonie odzyskałam go. Tydzień czy dwa temu wrócił z naprawy mój aparat fotograficzny Panasonic. Byłam więc jak bez ręki. Do tego pogoda – duży mróz – nie nastrajała do robienia zdjęć. A zastępczy Huawei, chyba P9 Light, nie zdobył mojego serca….co zrobić.

Nie znaczy to, że się nic nie działo, wręcz przeciwnie, dni są napakowane, w pracy i prywatnie. Choć dla mnie to w zasadzie prawie jedno i to samo. Firma rodzinna ma ogromny wpływ na życie i podejmowane decyzje. Nie można ot tak po prostu rzucić zabawek i zrobić sobie wolne, zmienić pracę, miasto, kraj na dłużej albo na zawsze. Oczywiście wszystko jest możliwe, ale przecież nie o to chodzi. Cel jest inny.

Przyjaciel wciąż choruje i nikt nie wie co mu jest, choć raka na szczęście nie znaleźli. Moja chrześnica z glejakiem jako jedyna wyszła z hospicjum, schudła ze 30 czy 40 kg, wygląda pięknie, zajmuje się córkami, żyje! Oby obydwa te przypadki skończyły się cudem ozdrowienia.

Równolegle żyjemy wymianą młodzieżową. Od końca stycznia jest u nas Romina z Chile, 4 marca skończyła 18 lat. Dobrze mieć znowu w domu dziewczynkę, choć na jakiś czas.  W pierwszej rodzinie niewiele zobaczyła, nigdzie jej nie zabierali na weekendy, siedzieli w domu za lasem. Z nami była już w Sopocie, w Łochowie na firmowej imprezie, robiłyśmy pizzę, byłyśmy w Łazienkach nocą, w Hali Koszyki, na targach modowych Slow Fashion na Stadionie Narodowym i w Sushi Zushi, w muzeum Etnograficznym na Chińskim Nowym Roku i na kolacji chińskiej China Town w grupą wymieńców, była też na kilku imprezach Rotary. Dużo z nami rozmawia – czuje się zdecydowanie lepiej niż w pierwszej milczącej rodzinie. Zresztą dziewczynka z Tajwanu, która tam po niej poszła po dwóch tygodniach zbuntowała się i zażądała zabranie do innej rodziny. Trochę trwało poszukiwanie, ale teraz jest znów szczęśliwa.

Nasz Qba z kolei we Francji jest szczęśliwy, wraca dopiero w drugiej połowie lipca, ale spotkamy się z nim w jego 18 urodziny w Pradze, gdzie leci ze swoim pierwszym host ojcem na maraton Praski. Trochę nas to przeraża i nie sądzimy żeby jego kondycja biegowa pozwoliła na pokonanie 42 km – to jest jak z Konstancina pod Pałac Kultury w Warszawie i z powrotem, niech przebiegnie ile da radę, ale przynajmniej go zobaczymy 6 maja. Bliżej nam do Pragi niż do Bretanii.

Ma bardzo miłe koleżanki, z Meksyku i z Filipin, z którymi chodzi do szkoły i spędza większość czasu. Nawet Robert, nasz pierwszy wymieniec z USA, pojechał do Quimper na tydzień ferii 🙂

Oczywiście zdjęć nie mam od upartego Kuby ale od jego host rodziców, sióstr albo są „kradzione” z profili koleżanek, co zrobić. On wziął Nikona i dobry telefon i nie wysłał nam żadnego prawie zdjęcia.

Z kolei Bartek został przyjęty do Rotaractu, kto by pomyślał że zawzięty komputerowiec zaangażuje się społecznie i będzie działał jako wolontariusz podczas różnych charytatywnych akcji. Babcia jest z niego niezmiernie dumna. My oczywiście też :). Próbuje też skończyć kurs prawa jazdy i przystąpić do egzaminu, powinien zdążyć przed zmianą przepisów. Do tego stara się o wakacyjny staż.

Karina – moja host ukochana córka z Meksyku – ciągle jest ze mną w kontakcie. Wysyła dużo zdjęć, pisze. Schudła mocno, tak mają 20-letnie dziewczyny, ale jej mama się o nią martwi. Wysłałam Karinie Pocztą Kwiatową bukiet na urodziny, a tam na miejscu ktoś pięknie napisał kartkę wg tekstu który załączyłam 🙂

Tak sobie myślę, jak padną serwery, to wszystkie te moje wpisy przepadną w mrokach niepamięci. Nikt nie odnajdzie ich na dnie szafy – mówię o moich potencjalnych wnukach na przykład:) Zdjęcia, wpisy – to wszystko kiedyś przepadnie.

W tzw. międzyczasie wieczorami przeczytałam kilka książek z Woblinka na Kindlu plus papierowe z prezentów na urodziny też. Czytanie jest zdecydowanie lepsze od oglądania filmów.

Coben lekki i nie wymagający jak zwykle, Marinina – poziom niżej niż jej poprzednie ksiażki. Normana Davisa nie przeczytałam do końca, Perez-Reverte – wspaniała składnia, zdania, historia – trzeba mieć wolną głowę i czas – nie skończyłam jeszcze, Schmitt – wspaniały, niesamowita historia dżihadysty, Dżentelmen w Moskwie – cudowna historia uwięzionego w hotelu arystokraty, Mróz – wszystkie przeczytałam, jest doskonały, może poza Czarną Madonną, która mnie przeraziła ale historia ogólnie dobra. Ostatnia (chyba) jego książka „Nieodnaleziona” trzyma w napięciu od początku do końca, w niesamowity sposób oddając zagmatwaną historię kobiet wplątanych w różny sposób w szpony mafii i przemoc domową. Mentalista Hitlera – naprawdę ciekawe, w ogóle ostatnio dużo czytam i oglądam o pierwszej i drugiej wojnie światowej. Ken Follet – każda jego książka zasługuje na co najmniej dwukrotne przeczytanie. Lagercrantz – przeczytałam z uwagą, ale szczerze mówiąc dwa miesiące później nie umiem tej historii opowiedzieć, choć jest dobrze napisana. Krajewski – wciągający. Tom Hanks – niech zostanie przy aktorstwie.

Ach, nie ma na zdjęciu książek, które dostałam na Kindle od Taty. Joanna Jax – naprawdę nie wiem kim ona jest ale jej saga o banalnym tytule „Zemsta i przebaczenie” z okresu sprzed II wojny światowej  oraz po niej, niesamowicie opowiada splecioną historię przyjaciół: Rosjanina bolszewika, Niemca który znalazł się w szeregach SS, Polaka patrioty, do tego oczywiście kochające ich kobiety. Jest powstanie warszawskie, są obozy koncentracyjne, getto, szmalcownicy i powstańcy. Po skończeniu tej serii byłam w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i to była naprawdę właściwa kolejność.

Saga o rodzie Von Becków to osobna równie wciągająca historia.

Teraz siedzę i szukam czegoś nowego.

W środę lecę na 2 dni na targi do Mediolanu – niestety zapowiada się deszczowa pogoda, ale kto wie, może będzie piękne włoskie słońce:)