Mimo nawału pracy, który nam się zaczął z szukaniem na cito nowej lokalizacji postanowiliśmy nie rezygnować z opłaconych już wyjazdów, które dawno zaplanowaliśmy prywatnie lub służbowe na kwiecień i maj.

Wyjazd na weekend do Krakowa po Rominę, która w sobotę kończyła 3 tygodniową wycieczkę po Europie, zaplanowaliśmy ze 2 miesiące temu. Pojechaliśmy w piątek, nocleg jak zwykle w Lubiczu, bo blisko wszędzie i piwo dobre:) . Choć zmiana operatora apartamentów rozczarowała nas mocno, bo nie mieliśmy parkingu.







Ta kapela na Kazimierzu była wspaniała, dziewczyna ma głos jak Amy Whinehouse, a buzię jak Angelina Jolie. Niestety za szybko się ruszała i było zbyt ciemno na dobre zdjęcie.

W sobotę i niedzielę rano śniadanie zjedliśmy tradycyjnie juz chyba w Ambasadzie Śledzia:



Później poszliśmy do knajp na Dolnych Młynów. Byłam tam pierwszy raz w grudniu, zimową porą, ale latem jest zdecydowanie piękniej.








Generalnie nie trafiliśmy najlepiej – Kraków był mega tłoczny, bo szykował się do niedzielnego maratonu.

Pochodziliśmy tylko chwilę i uciekliśmy z Rominą do Warszawy.