Nie planowaliśmy tego weekendu w Poznaniu, chcieliśmy uciec od Warszawy do domu pod Suwałkami i być z daleka od marszy, biegów i zamieszania związanego z obchodami 100-lecia Niepodległości. Jednak nasz młodszy syn, który od czasu pobytu we Francji zaczął biegać, koniecznie chciał wziąć udział w Biegu Niepodległości w Poznaniu, bo będzie największy i będą…najładniejsze medale pokryte złotem… Co zrobić…znalazłam jakiś apartament w miarę blisko rynku na 4 piętrze starej kamienicy, bo generalnie nic już nie było wolnego, skoro do Poznania przyjechało dodatkowe kilkanaście tysięcy osób. W biegu wzięło udział 25.000…


Jeszcze w aucie zrobiliśmy przegląd restauracji, żeby zrobić rezerwację na niedzielne śniadanie przed biegiem. Na obiad udało nam się dostać do lokalu Whisky in the Jar – jedzenie było świetne a gorące drinki wieczorem również bardzo smaczne.






Śniadanie mistrzów w knajpce Lavenda sprawiło, ze będziemy chcieli wrócić do Poznania:


Bieg zaczął się o 11:11 hymnem Polski, ale zanim ostatnie sekcje wybiegły pierwsi biegacze już byli na mecie. Uczestnicy biegu mieli białe i czerwone koszulki, więc ten tłum tworzył kolory flagi. Zdjęcia z internetu robione z wysokości są imponujące.


47 minut to chyba dobry czas na 10 km jak dla początkującego biegacza 🙂 Medal w każdym razie jest!


Po biegu poszliśmy coś zjeść i kupić świętomarcińskie rogale, które mieliśmy zawieźć do domu. Nasze były co prawda trochę inne niż te certyfikowane, ale przynajmniej pieczone na oczach klientów cukierni.



Ze względu na nasz niewydarzony „apartament” wróciliśmy do domu w niedzielę po południu. Poniedziałek 12 listopada nadprogramowo był wolny, trochę nie wiadomo było co z nim zrobić.

Dumna jestem z naszego syna, że tak się zaangażował w sport i czerpie z tego satysfakcję.