W piątek mieliśmy firmowe Andrzejki, szósty rok z rzędu, drugi raz w Zalewajce. Było 150 osób i poszło morze alkoholu, zabawiali nas górale z zespołu Zbóje, mieli kilka ciekawych atrakcji i świetnego DJ’a.
Wszyscy się bawili od samego początku do końca, czyli po 3. Bałam się, że jak zwykle koło północy zacznie się robić pustawo, ale nie! Zabawa trwała w najlepsze, muzyka nie przestawała grać, a ludzie tańczyć. Ponieważ większość osób się zna, więc nie było problemów z „wymianą” par. Nie tak jak na kiepskich imprezach, że wszyscy tańczą tylko w takiej konfiguracji jak przyszli, mąż z żoną, narzeczony z narzeczoną, partner z partnerką.
Oczywiście nie jest łatwo tańczyć za każdym razem z kim innym. Jak się nie uda zgrać w pierwszych krokach, to i później nie jest lekko. Na szczęście trafiło mi się tylko ze dwóch takich panów, poza tym mieliśmy bardzo udanie tańczącą ekipę:)
Nie mam żadnych zdjęć w tej chwili, więc wkleję linki do górali. Ku pamięci.
Swojej oczywiście, bo bywa dziurawa…. http://www.zboje.pl/pl/galeria
Po góralsku nam tylko grali na początku, bez śpiewania, na przywitanie, zaśpiewali do obiadu, potem śmieszne konkursy, potańczyli razem z nami i już zaczął DJ…. Muszę go pochwalić, miał chłopak wyczucie.
Jedna z lepszych imprez na jakich ostatnio byłam, te nasze Andrzejki:)
Na szczęście prawie nie piłam, więc w sobotę tylko mnie bolały nogi. Jakbym do tego jeszcze miała kaca….jeszcze dziś bym się czuła ledwo ciepła.