Czy ktoś się kiedyś przejmował, że pachnie czosnkiem albo cebulą?
NIKT!
Było normalne, że jesienią i zimą mama faszerowała nas kanapkami z masłem i plasterkami czosnku. Szczypało w język i gryzło, ale trzeba było jeść.
Trzeba było pić syrop z cebuli.
Wieczorem na osłodę mama szykowała gorące mleko z masłem i miodem.
A teraz?
Ibufen, Rutinoscorbin, tabletki do ssania na gardło, Berodual do inhalacji, antybiotyk na dzień dobry. Wszyscy dookoła chorują. Dzieci, dorośli, młodzi i starzy.
Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że po lekach boli mnie głowa. Jakichkolwiek lekach. Po tabletkach na ból głowy. Po tabletkach na wrzody.
Odstawiłam wszystko. Jedyne co czasem łykam to tabletki tymianku z czosnkiem amerykańskiej firmy Forever. I czasem jak już nie mam wyjścia Apap.
Dzieciaki nie chcą kanapek z czosnkiem – choć nie wiem tego na 100%, nie usiłowałam im tego wmuszać. Bo nie łudźmy się, ja też nie jadłam ich z wielką przyjemnością.
Tak naprawdę to w ogóle nie lubiłam jeść. Jedyne co mi smakowało to landrynki. Nic poza tym. Dziadkowi wykrzyczałam: „nie będziesz mnie karmił, Ty Dziadu!”, a miałam 2 czy 3 lata, co skończyło się tym, że więcej mnie ze sobą na wyjazd nie zabrali. Tata tańczył na stole krakowiaka, żebym ja siedząc na dole otworzyła buzię. Nic z tego. Mama raz się zawzięła i stwierdziła, że jak nie chcę jeść, to nie będzie mnie zmuszać. Po trzech dniach się poddała….
Byłam wesoła, wygadana i uparta. Bardzo wcześnie ponoć zaczęłam mówić, a chwilę potem pyskować. Moje cięte riposty nie raz wpędziły mnie w kłopoty i nie raz najadłam się wstydu sama za siebie, co do tej pory się zdarza….niestety.