Wielkanoc spędziliśmy sami w domu. Plan wyjechania na wieś z powodu wprowadzonych kolejnych ograniczeń spalił na panewce. Marna to przyjemność jechać daleko, ryzykując zatrzymanie i przepytanie przez policję, która obecnie zachowuje się jak ZOMO. Zapewne nie wszyscy policjanci czy straż miejska, ale po co ryzykować. Mają nakaz wlepiać mandaty za najdrobniejsze „wykroczenia” i robią to. Może nawet dostają premie od wyniku ?

Stosuję się do nakazu noszenia maseczek w miejscach publicznych i rękawiczek w sklepach. Panowie moi nie wychodzą z domu prawie w ogóle. Kółko z psami i tyle. Wczoraj pierwszy raz od ponad miesiąca byłam w Warszawie, w warsztacie samochodowym bo chyba mi jakaś kuna przegryzła kabelek do płynu chłodzącego. Więc jutro ponowna wycieczka, cóż to za ekscytacja przejechać się trochę, ludzi zobaczyć, kawę dostać dobrą 🙂

Teoretycznie do wszystkiego można się przyzwyczaić, jednak gdy gospodarka została zatrzymana jakby ktoś włożył kij w szprychy, to ciężko o spokój ducha. Pewnie każdy martwi się o swoją pracę, firmę, źródła utrzymania. Przyszłość nagle stała się niepewna. Młodzi nie mogą mieć pewności że znajdą wymarzoną pracę, będą się cieszyć gdy znajdą jakiekolwiek zatrudnienie. Młodszy syn jest w klasie maturalnej – nie wiadomo nawet kiedy i w jakiej formie będzie matura, wyniki, przyjęcia na studia.

Bartosz skończył 21 lat, urodziny obchodziliśmy na zoomie. Znak czasów. A tak chciałam do niego lecieć na ten dzień. Skończyło się wysłaniem kosza piwa przez Pocztę Kwiatową…

A to narysowała jego utalentowana Asia, wypisz wymaluj pozował jej Bartek:

Dużo teraz gotuję w domu. Niestety, wcale mi się nie chce, ale cóż innego robić? Więc piekłam chleb, lasagnę, słodkie bułeczki.

Dobrze, że kwiecień już się skończył.