Niestety jestesmy w Krakowie, na pogrzebie Babci Mili, odeszła spokojnie w środę o 2:30 w nocy. Rak był zbyt rozległy, długo lekceważony…nic juz nie mogło pomóc poza morfiną. Ostatnie kilka dni głownie spała, nie miała ani chęci ani sił na rozmowę.
Dojechalismy wczoraj wieczorem, z rodzicami i rodziną mojej siostry, zjedlismy kolację na Kazimierzu, w restauracji Vinci. Pózniej melexem pojechaliśmy na Stary Rynek. Długo nie zabawilismy, ucieklismy tuż przed wielką burzą.