Poniedziałek był naszym ostatnim dniem wycieczki. Z samego rana, już z walizkami w autokarze, pojechaliśmy 50 km do winnicy Codorniu. Cava to hiszpański szampan, bardzo smaczny. Na początku zostaliśmy zaproszeni do kameralnego kina 3D, w którym obejrzeliśmy proces zbierania winogron i wytwarzania wina.
Można powąchać zapachy różnych gatunków wina. Tutaj mój ulubiony Chardonnay.
Zaopatrzeni w butelki cavy ruszyliśmy z powrotem do Barcelony na obiad do fantastycznej restauracji serwującej przepyszną jagnięcinę: Asador de Aranda. Powiem kolokwialnie: to było (znowu) niebo w gębie. Kulinarnie (i oczywiście nie tylko) ten wyjazd był absolutnie na najwyższym poziomie.
Nie powinniśmy jeść nic przez co najmniej kolejny tydzień:)
Po obiedzie pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Colonia Guell. Był to kolejny interesujący, acz chyba nieco chybiony, projekt zrealizowany przez Gaudiego dla Guella. Nie ukrywam, że byłam już tak zmęczona dniem i upałem, że nie zdołałam docenić tego miejsca, a kościół wydał mi się dziwaczny. Ale to cały Gaudi i jego wizje:)
To był nasz ostatni punkt w programie wycieczki i później pędziliśmy już na lotnisko, bo zrobiło się mało czasu.
Podsumowując: to był najlepszy służbowy wyjazd ever….:)