Chłopcy na obozie szaleją, a ja co…pracuję i tęsknię za nimi. Prawie nie dzwonią, nie mają czasu. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam, że mam coraz starsze i większe dzieci, które rodziców potrzebują coraz mniej. 

Z małymi dziećmi jest prościej, przytulają się, mówią, że tęsknią, że kochają, pytają kiedy wracam, dlaczego tak późno… 

Starsi chłopcy zaczynają mieć swój świat, zresztą inny niż kiedyś, gdzie liczyli się koledzy, rowery, skutery, koleżanki, dużo czasu spędzali u siebie nawzajem i na dworzu. 

A teraz? Każdy w swoim pokoju przed swoim monitorem godzinami gadają na skypie albo grają w gry. Niewiele można się od nich dowiedzieć. Niewiele chcą powiedzieć. A może niewiele mają do powiedzenia? Aktywizują się, gdy czegoś potrzebują i mają view na nowy gadżet. Wtedy godzinami potrafią rozprawiać, czy chcą nowy laptop czy komputer stacjonarny, czy odkupić od kolegi za oszczędności kinnecta, czy nie? Który scyzoryk jest najlepszy i dlaczego koniecznie muszą go mieć. Wychodzą z kolegami i nie są łaskawi napisać smsa, że się spóźnią. 

A mnie brakuje tych chwil, gdy byli młodsi i o wszystko pytali, gdy wspólny czas był tak skondensowany. Teraz jest rozcieńczony coraz bardziej, ledwo zejdą na dół jak wracam z pracy a i to muszę zawołać albo krzyknąć, że jestem. Niełatwo znaleźć wspólne zajęcie, gdy nie mają znudzonych min…..

Wiem, że tak to już będzie. 

Są chwile, że zazdroszczę ludziom, którzy mają dużo dzieci, wtedy to dorastanie pewnie nie boli aż tak bardzo. 

Zdaję sobie też sprawę, że nie powinnam mieć do nich pretensji, wiem, że świetnie się bawią, a potem są zmęczeni po całym dniu. Trudno też dzwonić do mamy, gdy się jest w domku z kolegami…sama bym się też krępowała. Wiele innych dzieci też do domu nie dzwoni, napisała mi w smsie organizatorka obozu. 

Ale mam prawo tęsknić za nimi, prawda?