Zaraz po powrocie z Zieleńca zrobiła się wspaniała wiosenna pogoda. Jeszcze w sobotę postraszył śnieg, ale szybko zniknął, rozwiany ciepłym wiatrem.

Dziś jest sobota i telefon pokazuje, że będzie słońce i 16 stopni 🙂  Bardzo na to liczę, zima może nie była bardzo ciężka w tym roku, ale mróz trzymał długo.

W firmie ze starości zszedł nam pies, który był z nami 16 lat. Po prostu się nie obudził. Był towarzyszem panów z ochrony, dodawał im otuchy podczas nocnych obchodów dookoła magazynu. Trzeba będzie pomyśleć, czy brać nowego, szczeniaka czy dorosłego psa ze schroniska. Tamten jednak był mądry, nie uciekał, nie wychodził za bramę, nie wchodził pod samochody, w ogóle nie przysparzał zmartwień…

Mąż przyjaciółki nie odnalazł się żadnym tajemniczym sposobem i de facto wstępne wieści zapewne okażą się prawdziwe. Wciąż czekają na wyniki sekcji, która właśnie jest robiona w Bangkogu. Córka już wie, że tata zaginął i nie wróci do domu. Zadaje dużo pytań w stylu czy tajska policja go szuka, czy to dobra policja, czy nie można jednak do niego zadzwonić z innego telefonu itd. Bardzo to smutne, choć pocieszeniem jest, że mieli dużo wspólnych zdjęć z codziennych dni i wycieczek zagranicznych, które dla niej będą pamiątką na przyszłość i świadectwem dobrych chwil.

Moja chrześnica nadal jest w hospicjum na Ursynowie. Była przez chwilę nadzieja na to, że ją wypuszczą ponownie do domu, jednak jej stan na to nie pozwala. Jest spuchnięta od sterydów, co utrudnia poruszanie czy nawet mowę, poza tym jej świadomość jest przez leki jakby za mgłą. Córeczki odwiedzają ją 2-3 razy w tygodniu razem z tatą, odwiedza ją mama, ciocia, moja mama, inne osoby. Ma bardzo dobrą opiekę tam na miejscu. Za 3 tygodnie będzie miała kolejny rezonans, który stwierdzi czy glejak postępuje. Tak naprawdę żyje już 2 lata od diagnozy, co przy tej chorobie wydaje się sukcesem.Marny to oczywiście sukces, ale z dwojga złego dla rodziny wydaje się lepsze niż nagłe zniknięcie spowodowane przykrym wypadkiem. Daje czas na oswojenie się z odejściem i godne pożegnanie.

Dookoła gdzie nie spojrzeć kobiety w ciąży. Młodsze, starsze, wszystkie co mogą zachodzą w ciążę. Czy to efekt rocznego macierzyńskiego czy 500+, dobrze, że tak dzieje, choć bezwzględnie utrudnia życie pracodawcom. Mam wrażenie, że kiedyś ten roczny urlop nie był tak bezwzględnie konieczny, bo rodziny żyły bliżej siebie. Zawsze była babcia, prababcia, ciocia, mama, ktoś bliski kto się kolejnym małym dzieckiem zajął, gdy mama po 3 miesiącach musiała wrócić do pracy. Poza tym były żłobki. Nas było u babci na podwórku sześcioro, a czasem nawet i dziewięcioro. Jak ona nas ogarniała pracując równocześnie w polu z dziadkiem – nie wiem, ale najfajniejsze chwile jakie pamiętam są właśnie z nią w kuchni i to tej dobudowanej na podwórku, a nie w domu. Przy piecu kaflowym. Jeszcze jak się obok grzały pod lampką małe kurczaczki to już nic więcej nam nie było trzeba. Stare dobre czasy…..bez komórek, telefonów stacjonarnych, maili, gier na tabletach i innych zabijaczy czasu. Tata miał w domu ciemnię – patrzenie na pojawiające się na zdjęciach obrazy to dopiero była magia 🙂

Krąży po internecie obrazek, jak to obecnie mama na siłę stara się wyciągnąć dziecko z domu, a 30 lat temu, jak ciągnęła za uszy, żeby zmusić do powrotu z podwórka z zabawy z kolegami. Tak to dokładnie jest…….i chyba wolę tą wersję sprzed 30 lat. Dzieciaki w mieście nie wchodzą już na drzewa, bo mogą spaść, a co gorsza złapać kleszcza. Choć w tym przypadku to chyba kleszcz łapie nas?

Historia z rowerem zapadła mi w pamięć. Strasznie chciałam go mieć, bo koleżanka dostała. Rodzice nie mieli pieniędzy, więc dla zbycia mnie powiedzieli, że kupią mi rower jak się sama nauczę na nim jeździć. Zajęło mi to jedno popołudnie 🙂  Rodzice, chcąc nie chcąc, dotrzymali słowa i kupili mi nowego „Pudla”.

To było może na tyle z wczesnoporannych wspominek:)

Wracam do tych czasów, bo dziś imieniny Taty, a wszyscy odmówiliśmy wyjścia do restauracji. Będzie impreza jak kiedyś. Sałatka warzywna, wędlinka i ser zwinięte w ruloniki, koreczki, jajka w majonezie, jajka faszerowane pieczarkami. Wódka? Zobaczymy, może solenizant postawi  na stole Żytnią?