Przy okazji wyjazdu na jubileusz do producenta, który miał miejsce w czwartek 30 listopada zostałam dzień dłużej, żeby pochodzić po tym mieście, w którym zawsze można znaleźć coś nowego w starych miejscach.

Jechałam z kolegą z Trójmiasta, pogoda była nie najlepsza na podróż, bo sypał śnieg, im dalej na południe tym mocniej ale widoki były przepiękne.

Nadłożyliśmy trochę drogi, żeby nie wpakować się w krakowskie korki i pojechaliśmy wiejskimi drogami, dzięki czemu miałam okazję wstąpić na cmentarz w Ruszczy, na grób Babci i Dziadka, całe zasypane śniegiem. 

Później pojechaliśmy pozwiedzać salony łazienek przy Zakopiance. Zajrzeliśmy do Bozza, Max-Fliz i CeramCity. Dwa pierwsze robią naprawdę duże wrażenie. Takich powierzchni nie ma w Warszawie.












Przed 16 dotarliśmy do Hiltona, a widok z mojego okna na hotel-widmo był porażający….

Impreza jubileuszowa, w Vip-roomie na stadionie Cracovii była bardzo udana, mimo przydługiej części oficjalnej.
O 2 w nocy prezes zarządził odwrót i udaliśmy się – wszyscy pięknie wystrojeni – na słynne kiełbaski z nyski. Panowie od ponad 20 lat rozstawiają się o 20 pod Halą Targową przy Grzegórzeckiej i sprzedają pyszne pieczone kiełbaski z bułeczką.


Następnego dnia był plan pokazania Nowej Huty i starego Krakowa koledze z 3M. Tramwajem 22 udaliśmy się do Nowej Huty do baru mlecznego na placu Centralnym. Moja kochana Ciocia jest tam kierowniczką, ugościła nas leniwymi i pierogami z mięsem:) Wszystko tam panie robią same na najlepszej jakości towarze, żadnego szajsu z marketu, wszystko od sprawdzonych dostawców.

Później tramwajem nr 4 wróciliśmy do Krakowa, zajrzeliśmy do Galerii Krakowskiej, następnie standardowa trasa: Rynek Główny, Sukiennice, Kościół Mariacki, muzeum pod Sukiennicami, Wawel, piwko w HardRockCafe na górze,  Pasaż 13 Likusa, grzaniec na jarmarku.















Niespodzianką wyjazdu było spotkanie z kimś, kto zaproponował nieznane mi miejsce, mianowicie lokale przy ulicy Dolnych Młynów. Jest to obszar dawnej fabryki tytoniu. W zimny wieczór nie było tu tłumów, mimo piątku, ale mogę sobie wyobrazić jak to wygląda latem i z pewnością chciałabym to zobaczyć:)

Po drodze natrafiliśmy na Cafe Lisboa, nie mogłam sobie odmówić spróbowania pastis de nata 🙂





Po miłym spotkaniu ze znajomymi w Krafcie koniecznie trzeba było się przemieścić na Kazimierz, na zapiekankę.


To był długi i męczący dzień, ale bardzo sympatyczny, jak zwykle w Krakowie i w miłym towarzystwie, następnego dnia rano uciekaliśmy do Warszawy, droga była zdecydowanie lepsza. Kolega do dziewczyny, a ja do gotowania dla moich chłopaków:)

Końcówka weekendu upłynęła na kolejnej bezowocnej dyskusji o remoncie domu na wsi….