Przygotowania do tego wyjazdu rozpoczęliśmy kilka tygodni wcześniej, gdy nasza host córka z Meksyku Karina dała znać, że przylatuje na miesiąc do Europy z chłopakiem i jego rodziną. Rok temu spotkaliśmy się z nią w Amsterdamie, tym razem ze wszystkich miast, do których się wybierali wybraliśmy Rzym. Kocham Włochy, kocham Rzym, włoskie jedzenie, klimat, piękno, eleganckich Włochów. Każdy pretekst i powód by wybrać się do Włoch jest dla mnie dobry. Synowie oczywiście też chcieli lecieć, niewiele pamiętali ze zwiedzania Rzymu gdy mieli po 5-6 lat, poza ogromny upałem i topiącymi się lodami.
Najlepsze godzinowo połączenia miał LOT, więc mimo skorzystania z oferty promocyjnej i tak wyszło ok. 800 zł za bilet. Nocleg koniecznie chciałam znaleźć blisko wszystkich najważniejszych zabytków, żeby nie korzystać z metra, autobusów czy pociągów. Sensowną cenę na Bookingu (880 euro za 4 noce) miały apartamenty blisko Campo dei Fiori i Trastevere: Giulia’s Holidays. Zastanawiałam się jak z transferem z lotniska, ale okazuje się, że dla czterech osób najlepiej skorzystać po prostu z taksówki, która kosztuje ok. 50-55 euro. Bilet na pociąg to 14 euro więc nie było sensu jechać na Roma Termini, bo stamtąd mielibyśmy jeszcze ok. 40 minut pieszo lub musielibyśmy szukać autobusu lub i tak taksówki. A tak w niecałe 40 minut byliśmy na miejscu. A co najważniejsze mają taksówki z Free Now, działa ta sama aplikacja co w Polsce. Ostatniego dnia apartament musieliśmy opuścić przed 11, a samolot był wieczorem. Dylemat co zrobić z walizkami udało się rozwiązać bez większego problemu: blisko apartamentu był niewielki punkt Dearoma Tours&Travel, który łączył agencję turystyczną i przechowalnię bagażu. Za 20 euro mogliśmy 4 walizki zostawić na całe popołudnie (5 euro za walizkę).
Obecnie jest naprawdę dużo fantastycznie prowadzonych blogów turystycznych i można znaleźć wszystkie informacje, plany zwiedzania, informacje o zabytkach, restauracjach itd. Jeden z najbardziej pomocnych dla mnie wpisów to: Rzym na 5 dni i blog przewodniczki po Rzymie Basia Kamińska, który niestety znalazłam zbyt późno. Warto też przed wyjazdem pooglądać filmy o Rzymie na Youtube, dużo jest kręconych dronem, z wysokości, co daje wyobrażenie po wielkości miasta i jego organizacji. Trafiłam na film o kieszonkowcach w Rzymie czy świetny kanał Rome Wise, który prowadzi chyba Amerykanka mieszkająca w Rzymie. Jest bardzo na bieżąco w kwestii organizacji wejść do muzeów. Przesłuchałam tez kilka filmów profesora Jerzego Miziołka o genialnych malarzach jak Sandro Boticelli czy Caravaggio. Serfując po Youtube trafiłam też na film z rekonstrukcją twarze rzymskich imperatorów wykonany na podstawie znalezionych rzeźb. Autor Panagiotis Constantinou chyba się specjalizuje w tym zakresie.
Warto obejrzeć dobrze przygotowany po polsku film o Watykanie z kanału Poznaje Kraje czy 15 miejsc, które warto zobaczyć w stolicy Włoch.
W trakcie tego procesu, bo chyba tak można nazwać przygotowania do wyjazdu, który miał być niespieszny, wypoczynkowy dodałam kilkadziesiąt miejsc do swojej mapy Rzymskie Wakacje na Google:). Żeby niespiesznie zobaczyć Rzym, chyba trzeba pojechać tam na kilka miesięcy.
Na tym wyjeździe miałam nauczyć się fotografowania hitem i największą nowością tego sezonu czyli aparatem Fuji X100VI . Faktycznie ma niewielkie gabaryty i wygląda bardzo fancy i analogowo. Nawet mnie na lotnisku spytali, czy nie prześwietlą kliszy…. Zdjęcia z Fuji są mega ostre, ale przyznam, ze jeszcze się z nim nie zaprzyjaźniłam, mam jednak nadzieję, że wkrótce tak się stanie.
Ciągle pierwszym, bo łatwiejszym wyborem do zrobienia zdjęcia jest Iphone. Na komputerze widać różnicę tak kolorów, jak jakości przy dwóch takich samych ujęciach. Zdjęcia robione Iphonem 14Pro mają cudne kolory, ale przy powiększeniu na komputerze jednak widać ziarno. Fuji kolory ma zupełnie inne, a przy powiększaniu nie ma żadnej pikselozy.
Rzym o każdej porze roku jest oblegany przez turystów, ale są również miejsca gdzie się tak często nie zapuszczają, bo pieszo jest daleko np Ogrody Borghese i Świątynia Eskulapa czy Ogrody Pomarańczowe (Giardino degli Aranci). My robiliśmy wiele kilometrów dziennie. Tzn. ja i chłopaki, bo nasz nadworny streetowy fotograf chodził swoimi drogami. Czasem chodziliśmy wspólnie, do głównych atrakcji, jednak swobodne szwendanie się po mieście w cztery osoby nie wchodzi w grę. Moment i jesteśmy pogubieni oraz zdenerwowani. Jeden chce szybko do celu, drugi do sklepu z okularami, fotograf stoi i się gapi czekając na światło i decydujący moment:).
Fotki w tym poście jednak są mojego autorstwa, zwykłe, proste, żadne cuda, po prostu pamiątki z wyjazdu, złapane chwile.
Tradycyjnie zrobiłam z 500 zdjęć, większość Iphonem niestety…. Oczywiście tutaj pojawi się nieduża część z nich, szukam tylko koncepcji jak je posegregować.
U nas teraz są 3 stopnie, palimy w kominku, a myślami siedzę w słonecznym parku w Rzymie.
A najłatwiej myśleć o kawie i jedzeniu:)
Trzy capuccino za 4,5 euro! W Warszawie tyle kosztuje jedno latte.
Najlepsze capuccino i bułeczki z bitą śmietaną ever. Bar Farnese tuż przy Campo dei Fiori.
Tiramisu w różnych odsłonach, klasyczne, pistacjowe, przeróżne.
So….I’ll be back.
Kilka fotek z aparatu naszego nadwornego fotografa. Te kilka, na których nie zostaliśmy złapani z widelcem pełnym jedzenia w drodze do ust.
I powrót do Warszawy…