W ten weekend 24-25 lutego pojechałam z rodzicami do ich przyjaciół, którzy mają piękny dom z bali gdzieś pod Łańcutem i Kańczugą. Nazwa tej miejscowości jest prawie nie do odnalezienia na mapach.
Miejscowość jest nieduża, klasycznie domy stoją wzdłuż długiej wąskiej drogi, którą mało kto jeździ. Są domy bardzo stare, w ktorych nikt nie mieszka i całkiem nowe, zadbane i porządne. Dookoła cisza i spokój, bo nie dochodzi żaden hałas z trasy szybkiego ruchu.
Przy tej starej chałupie znalazłam przylaszczki i przebiśniegi:
A z tylu za domem przebiegło stado saren, ale oczywiście nie było szans na zdjęcie, są bardzo szybkie.
Jest luty, ale w słoneczny dzień czuje się już wiosnę. Pamiętam, jak 20 lat temu będąc w takim okresie we Włoszech zazdrościłam im zieleni i słońca. A proszę, mamy to samo i u nas, choć teraz tęsknimy za prawdziwymi, śnieżnymi zimami.