W branży budowlanej od 2009 roku upadłości są na porządku dziennym. Powodów jest sporo, przerost kosztów, nadmierne zatrudnienie itd. Ale nie łudźmy się – przy tak niskich marżach jakie tutaj funkcjonują nie da się żyć w normalnej handlowej firmie ponad stan. Zdecydowanie lepiej od innych itd. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale kokosów nie ma, drugiego Sołowowa się nie znajdzie, choć ponoć i on nadużył już kredytu zaufania na giełdzie. 

Jednak zdecydowanie najwięcej szkód robią deweloperzy i generalni wykonawcy. W tych firmach managerowie mają premie od oszczędności na kontrakcie. Na czym lub na kim najłatwiej zaoszczędzić? Oczywiście na wykonawcy, panu Stasiu, Jasiu, Piotrku czy Marku, który zna się na instalacjach, kanalizacji czy kotłach, ale już nie na prawie, zabezpieczaniu umów i negocjacjach. Nie doczytał w umowie, że do faktury należy dołączyć osiem świstków, żeby ktoś zechciał ją zapłacić. Nie dotarło do niego, że z każdej faktury będą mu potrącać 10% tytułem kaucji gwarancyjnej. I tak od samego początku wpada w spiralę braku kasy, nie ma pieniędzy na kolejny towar, generalnego to nie obchodzi, nalicza kary za opóźnienia i bierze inną ekipę, żeby dokończyła pracę albo błędy tej pierwszej. Pan Stasiu nie może zapłacić do hurtowni, ta posyła go do windykacji, czym dodatkowo zmniejsza swoje szanse na odzyskanie pieniędzy. Generalnemu obcina za opóźnienia deweloper. 

Hurtownia nie ma jak wydostać pieniędzy za dostarczony towar. W świetle prawa może się zapłaty domagać tylko od wykonawcy. Od generalnego – czasami, o ile się na to zgodził na samym początku dostaw. Deweloper ma to gdzieś, w głównej umowie jest zakaz cesji.  

Henpol upadł, DD dostał w prezencie ładnych złotych w towarze. W świetle prawa nie zapłacą za towar za szybko albo w i ogóle. Syndyk kasy z łapy nie wypuści, znowu hurtownie zrobiły prezenty deweloperowi. A grzejniki tak pięknie będą grzać na Młynach Królewskich….ach…

To samo Marvipol i Zielona Italia. Wyrzucili z budowy rok temu Mostostal, który nie popłacił wykonawcom. Większość kasę po roku wyżebrała, ale nie wszyscy byli tak zaradni. Całe miasto oplakatowane, reklamy wiszą na każdym rogu i wyskakują w internecie. Duzi się sądzą, malutcy upadają na zdrowiu. A na osiedlu grzejniki za kilkaset tysięcy działają bez zarzutu… 

Jakiś felerny ten towar, te grzejniki. Drogi, łatwy w dostawie i montażu, ale z demontażem już trudniej. I jakoś nikt nie chce za niego płacić. 

Na zdrowy rozum – czy właściciel hurtowni, mający troje dzieci, wnuki, rodzinę całą, celowo doprowadziłby firmę do upadku? Nie, po prostu prawo w naszym kraju powoduje, że mimo umów i weksli czy innych zabezpieczeń jest OGROMNE RYZYKO, że nie otrzymamy zapłaty. 

Zapłacą mi na tej inwestycji czy nie zapłacą? Przecież dostarczam do najlepszej firmy na rynku. 

Niestety, nie jesteśmy w Niemczech, gdzie ten problem nie istnieje. Jak ktoś nie zapłaci, idziesz do najbliższego urzędu skarbowego i oni załatwiają za ciebie wszystko. 

Jestem rozgoryczona, tym, że w naszym kraju nie da się normalnie funkcjonować. Że biznes mały czy duży jest narażony na takie koszty i na takie ryzyko. W każdej branży. 

U nas religią narodową stało się nie płacić, cieszyć się z tego, że się zaoszczędziło, „urwało”, „wyciągnęło więcej”, przeciągnęło termin płatności. 

Taki katolicki naród, a jestem pewna, że nikt się z tego nie spowiada…. Nikt sobie z tego nic nie robi.