Zapowiadał się bardzo leniwy weekend. Słoneczny, gorący.
Ogródek wprost zaprasza żeby w nim posiedzieć, jaśmin kwitnie, borówka ma pierwsze, na razie zielone owoce, tak samo winorośl. Mięta rośnie jak szalona, pachnie mocno wieczorami, jest też wspaniała do drinków i lemoniad.
Taak…..byłoby leniwie, ale na festyn szkolny musiałam się zgłosić do zrobienia czegoś, padło na cevapcici (stoisko chorwackie), a Qba z kolei souvlaki (stoisko greckie). Tym sposobem i my wszyscy załapaliśmy się na grilla. Trzeba przyznać, że cevapcici są proste do zrobienia i wyszły mi bardzo smaczne, takie na ostro.
Kręciołki z boczku są z Lidla, nie będę ukrywać.
…do tego kaszanka z cebulką i warzywa (za dużo ich przygotowaliśmy do szaszłyków).
Po południu poszliśmy do Hugonówki na kawę i lemoniadę. Później zrobiliśmy sobie taką w domu, ale ulepszyliśmy jej skład.
W niedzielę w Park Cafe&Rest można było pograć w szachy i posłuchać gry na fortepianie.
Wracając do naszej lemoniady, nasze odkrycie Schweppes Lemon Mint, cytryna, mięta, lód i Finlandia Lime. Ale tak naprawdę każda jest dobra jako dodatek, byle nie za dużo, bo w taki upał można łatwo przesadzić.
Żeby nie było tak różowo…
8 rano, dzwoni moja siostra, jej 8-letni synek zwija się z bólu brzucha. To mógł być wyrostek albo ostra niestrawność, bo mały zjadł tyle czereśni i popił je Fantą, że i dorosłemu by zaszkodziło. Na szkolnym pikniku nikt dzieci jak widać nie pilnował. Przyniosłam No-Spę, ale sytuacja nie wyglądała ciekawie, więc wsiadłyśmy w auta i do szpitala do Piaseczna.
Trafiłyśmy na idealny moment pustki, bo 2 czy 3 godziny później już był tłum i 3 karetki pod szpitalem. Pani na recepcji natychmiast skierowała nas na oddział, poinformowała lekarza, że jedziemy na drugie piętro. Pokój badań, mały leży i zwija się z bólu, a lekarza nie ma. Nie ma i nie ma. Pielęgniarki uprzejme ale jedzą sobie dalej śniadanko. Lekarza nie ma. Zaglądam do pokoju lekarskiego, JEST! Pisze sobie coś tam i mówi że musi skończyć. Ja na to, że dziecko krzyczy z bólu. Zagląda do niego siostra, a on nadal pisze, więc ona, że jest opcja zapisz, żeby z niej skorzystał.
Skorzystał chyba bo zaraz przyszedł, młody taki miś. Na szczęście rodzicie w panice pewnie często tacy nerwowi, bo nie skomentował naszego zachowania, zabrał się za badanie. No i mówi, że trzeba usg zrobić, ale że nie ma radiologa. Że on może zadzwoni a radiolog może przyjedzie…. Na szczęście zadzwonił od razu – siostra stwierdziła że nie jesteśmy tu zakładnikami i jeśli nie mogą zrobić kompletnej diagnostyki to ona się wypisuje na żądanie i jedzie tam gdzie wszystko mają od ręki. Radiolog się pojawił dość szybko i był miły.
Myślę że trochę się teraz szpitale boją po ostatnich przypadkach, gdy nie zrobiono dziecku podstawowych badań, których wymagało, żeby mu pomóc i zmarło. Przynajmniej mam nadzieję że się boją.
Zostawili małego w szpitalu, w ślicznej salce. Nie stwierdzono wyrostka, tylko ostrą niestrawność albo jakiś wirus – to wykażą badania krwi i moczu pewnie.
Jest prawie 18-ta, a ja jestem zupełnie nie przygotowana na jutrzejsze spotkanie rano. Pora się za to zabrać.