Minął niedawno miesiąc jak Qba wyjechał do Francji na wymianę, a do nas przyjechał chłopiec z Tajwanu.

Kuba w Bretanii dobrze sobie radzi, zaczyna mówić po francusku, bo rodzina na szczęście szybko zrezygnowała z angielskiego. W ogromnej szkole do której chodzi są z nim jeszcze dwie dziewczynki z wymiany, jedna z Filipin, druga z Meksyku, obie malutkie, więc Kuba robi przy nich za opiekuna. Mają tylko 2 godziny lekcji francuskiego dla obcokrajowców, trochę mało, ale samo osłuchiwanie się też pomaga w nauce. Ogólnie jest zadowolony, poza tym że jak to w tym regionie prawie codziennie pada, ale za to nie ma topoli ani brzóz i od przyjazdu nie musi brać żadnych leków na alergię czy astmę. Ma bardzo fajną rodzinę, która mocno angażuje mu czas i host-brata z którym się zaprzyjaźnił. Jest zadowolony, rozmawiamy średnio raz na tydzień, oczywiście piszę do niego trochę częściej, choć wiem, że nie powinnam….

Z kolei nasz wymieniec z Tajwanu okazał się chudym, pryszczatym i zgarbionym od patrzenia w telefon 17-latkiem. W liście od rodziców jego mama pisała, że za dużo czasu spędza przy komputerze i faktycznie jest to problem, bo nic innego go nie interesuje. Sport – nie, kino – nie, architektura – nie. Owszem, kręci filmiki na Youtube  dotyczące Tajwanu, gier czy wycieczek i ma tam sporo followersów. Do tego wszystkiego słabo mówi po angielsku i ma pamięć jak wiewiórka, co stanowi dodatkową barierę w komunikacji. Te same rzeczy powtarza się po kilka razy, np. prysznic nie dłużej niż 10 minut (siedzi ze 20). Nie umie ugotować nic poza herbatą, schodzi na dół na śniadanie i siada przy stole czekając na obsłużenie, obiadu odgrzać nie umie, mimo że mu pokazywaliśmy. Co na siebie założy to nawet jak jest czyste zrzuca do prania (spodnie, bluza), bo tak łatwiej. Ubrań nie prasuje – do tego wszystkie są jak sprzed 20 lat, jemu to nie przeszkadza, ale ja zabierając go gdzieś ze sobą muszę mu pokazać co ma założyć żebym się nie wstydziła….. Nawet mąż mojej siostry nie ma z nim porozumienia, a Olivier miał świetny kontakt ze wszystkimi naszymi trzema wymieńcami wcześniej. Oczywiście, wiem, że nie jestem wzorem cierpliwości i może powinnam starać się bardziej, ale nie widzę powodu, gdy po drugiej stronie reakcja na wszystko jest so-so…czyli może być albo tak sobie. Możliwe, że ta początkowa aklimatyzacja jest dla niego trudna, może później coś się zmieni…w co niestety wątpię.

Wyjazd Kuby w każdym razie spowodował, że Bartek więcej z nami rozmawia. Opowie o szkole, znajomych, koleżance. W styczniu leci do Australii do przyjaciółki z wymiany. Zastanawialiśmy się, czy wyrazić na to zgodę, wiadomo że bilet jest drogi, ale z drugiej strony tam na miejscu nocleg, wyżywienie i organizacja zwiedzania jest po stronie zapraszającej rodziny. Taka okazja może się nie powtórzyć.