Po kilku godzinach spędzonych w Sandomierzu uciekliśmy do Kazimierza Dolnego, niecałe 1,5 godziny i byliśmy na miejscu. Hotel Dom Architekta SARP przy rynku nie należy do najtańszych i chyba jest w trakcie remontu ale lokalizacja jest doskonała. Widok z okna na rynek pełen ludzi był naprawdę ciekawy.
Dojechaliśmy ok 18, zdążyliśmy się zameldować, coś wypić na rynku i dołączyć na wycieczkę z przewodnikiem nocne zwiedzanie Kazimierza. W programie był spacer z przewodnikiem po Rynku i Małym Rynku, przejazd eko-busikami do wąwozu i na cmentarz żydowski, spacer po Wąwozie Korzeniowym z pochodniami. Opowieści poważne, radosne śmieszne i straszne o historii, zabytkach i duchach… Naprawdę nam się podobało 🙂
Później poszliśmy do lokalu Trzy Księżyce posłuchać muzyki i zjeść pyszną kolację.
Następnego dnia rano po śniadaniu i kawie zaplanowaliśmy po prostu łażenie po miasteczku. Ponieważ nie byliśmy w Kazimierzu od wielu lat nawet nam się podobało. Choć z każdą godziną robiło się coraz więcej ludzi – z okazji dnia nauczyciela było tu mnóstwo wycieczek – i to już mi się mniej podobało. Ale w przeciwieństwie do Sandomierza można było usiąść w jednym z wielu urokliwych lokali, wypić pyszną kawę albo piwo, zjeść deser albo obiad czy kolację, posłuchać muzyki.
W punkcie informacji turystycznej zachęcono nas do pobrania aplikacji Kazimierz Dolny, faktycznie jest dobrze przygotowana i pomocna.
Po ruinach zamku i historii króla Kazimierza i Esterki wdrapaliśmy się na wzgórze Trzech Krzyży, gdzie już było naprawdę dużo turystów.
Zeszliśmy na dół już trochę zmęczeni, poszukać spokojnego miejsca na smaczny obiad. I znaleźliśmy restaurację Botanika 🙂 Tanio nie jest, ale niebo w gębie !
Po obiedzie poszliśmy dalej na spacer wzdłuż słonecznych bulwarów nad Wisłą, podziwialiśmy domy, ogrody, wspaniałe tego dnia kolory jesieni.
W barze u Radka piliśmy Jegermaistra z herbatą i pysznymi domowymi sokami z malin i pigwy.
Na targu rano wypatrzyłam taki ręcznie robiony swetr, sweter ? Tęczowe kolory idealnie mi pasowały 🙂
W niedzielę po śniadaniu i capuccino na rynku ruszyliśmy do domu. Pies oczywiście bardziej był stęskniony niż chłopcy, ale pogoda wspaniała więc chcieliśmy się jeszcze przespacerować po „naszym” parku. Choć nawet w Konstancin w takie piękne dni przyciąga za dużo ludzi w ciągu dnia.
Dwa dni w Kazimierzu to wystarczająco, żeby odpocząć i nie zmęczyć się za bardzo tłumem. Mamy wiele szlaków, na które nie dotarliśmy, więc może wiosną przyjedziemy ponownie. Choć lepiej by było w tygodniu niż w weekend.