Na Maltę przylecieliśmy w sobotę przed południem, zostawiliśmy walizki w poczekalni hotelu i ruszyliśmy poznawać okolice. Zdjęcia robiłam na zmianę telefonem Iphone 14Pro i aparatem Sony Alpha 7 (ma już swoje lata, ale tak wygodnego modelu w wielkości i uchwycie ręki nie spotkałam, więc uparłam się, że poproszę ten i żaden inny). W zasadzie po obróbce w DxPhotoLab ciężko złapać różnicę, może poza tym, że Iphone naprawdę niesamowicie wyciąga kolory – szczególnie nieba.
Tu zdjęcie kościoła, który mieści się niemal na wprost hotelu, zrobione telefonem. oczywiście proporcje są zachwiane, ale robiłam na szerokim ujęciu, żeby złapać całość, oczywiście w biegu, nie stałam spokojnie łapiąc kompozycję, bo dawno by mi ludzie z kadru uciekli:
Wystarczy wyjść kawałek za róg i widać morze:
Tu wszystko jest naprawdę dość blisko. Malta jest wielkości Krakowa. Ma dobrze zorganizowany transport publiczny, jest też dużo busów hop-on hop-of w atrakcyjnych cenach.
Obok hotelu jest bardzo smaczna i niedroga knajpa irlandzka Salisbury Arms. Zjedliśmy fish&chips plus wypiliśmy lokalne piwo Cisk. Klimat iście irlandzki, muzyka, ozdoby na ścianach i suficie, wybór piw i alkoholu. Wszyscy mówią tu płynnie po angielsku, również po włosku, więc nie było żadnych problemów komunikacyjnych. Miejscowi mówią po maltańsku i jest to mieszanina chyba wszystkich języków najeźdzców, którzy przez wieki przewinęli się przez Maltę.
A potem oczywiście kawa z widokiem na deptak, morze i fale…
Koci Azyl tak po prostu zorganizowany na spacerowym deptaku – czysto, porządnie, nic nie śmierdzi. Większość kotów chyba była gdzieś na łowach. Z tego miejsca jest wspaniały widok na dzielnice St. Gulian – w większości nowoczesną, budynek jest postawiony obok budynku.
Na powrocie, przy porcie w Sliemie takie miejsca są, ze sklepami, restauracjami przy ulicy i kafejkami pod drzewami nocą pełnymi światełek:
Następnego dnia, w niedzielę pojechaliśmy autobusem do La Valetta. Stolica Malty jest tak malutka, że nie można się zgubić w jej uliczkach. Są urokliwe w słoneczny dzień, a do tego trwały przygotowania do karnawału, podobnego do tego w Wenecji, który miał zacząć się za kilka dni.
Iphone:
Sony:
Mapy miasta pokazujące, gdzie jest turysta stoją w wielu miejscach. Ta była dokładnie przed główną bramą i przed fontanną widoczną powyżej:
Spacerując dookoła murów obronnych doszliśmy do pięknych widokowo górnych Ogrodów Barracka:
Uliczki La Valetty przystrojone do karnawału:
Po tym dość długim spacerze pora była coś zjeść, a trzeba przyznać, że pizze wszędzie mieli pyszne. Piwo też ok, a Aperol w słońcu zawsze smakuje doskonale. Niestety pod koniec posiłku zaczęło się robić chłodno, bo zaszło słońce. Ta fotka oczywiście z telefonu:
A te już z aparatu Sony, naprawdę cięzko mi w biegu złapać linie, żeby zdjęcie było proste i odpowiednio symetryczne. Słońce w oczy, okulary słoneczne na nosie – to nie pomaga. A nie zawsze umiem odpowiednio „obrobić” zdjęcie w programie graficznym. Zdjęcie z Iphone wyrównać to proste, robi się to od ręki. Ale z aparatu……..droga przez mękę dla mnie.
Wróciliśmy miejskim autobusem, przejazd trwał może 20 minut, bilet kosztował 2 euro.
Po powrocie czekała na mnie urodzinowa niespodzianka od hotelu, jednak 5* swój poziom trzyma:) Prosecco kupiłam tuż przed powrotem w sklepiku obok i tym sposobem powstało iście instagramowe zdjęcie…..;)
To był 12 luty, a na następny dzień udało mi się zarezerwować miejsce na wycieczce Perły Malty z Polka na Malcie. Było warto, choć przewodniczka nie była Polką, tylko Ukrainką (ale z polskimi korzeniami rodziny wysiedlonej na Sybir), a na kolejnej wycieczce na Gozo był z nami pan przewodnik. Oboje jednak świetnie przygotowani i ogarnięci, naprawdę polecam skorzystać.
Pozostałe wpisy z wyjazdu na Maltę: Malta 2023 blog