Tym razem postanowiliśmy zostać w domu. Pogody – poza dzisiejszym dniem – nie zapowiadali najlepszej, po co więc jechać w korkach i słono płacić za warunki gorsze niż w domu? 

6:45 sms od siostry – idziemy na kijki. 5 km lasem, fajna sprawa w takie słońce. 

Wracam – spacer z psem do parku. Jak zwykle węszy za wiewiórkami i nie może zrozumieć dlaczego uciekają na drzewa? 

Pogoda była dziś naprawdę przepiękna. 

Jak wróciliśmy była prawie 10, więc śniadanie, siostra z mężem i dziećmi przyszła na kawę i ciasto, dyskusja co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem i wylądowaliśmy w Warszawie nad Wisą w Temacie Rzeka. Kocyk, wiaderka, łopatki, soczki i piwo – kilka godzin lepiej niż w Sopocie:). 
Gdzieś tu po lewej leżeliśmy słuchając muzyki, patrząc na pociągi, gadając. 
Teraz tam pewnie nocna impreza trwa….ale już tego nie mieliśmy w planach na dziś. 
Wracając jeszcze zaliczyliśmy najlepszy kebab w mieście, Falafel na Francuskiej, kupiliśmy kurczaka pieczonego na wynos dla chłopaków. A w domu z łakomstwa zrobiłam spaghetti ze świeżym szpinakiem, pomidorkami, czosnkiem i szparagami. Szparagi dodałam pierwszy raz – trochę za długo je szykowałam na parze, następnym razem już wiem że muszą być bardziej kruche. Pyyychota……oczywiście później drzemka na kanapie i zrobiło się po prostu późno. 
Jutro mamy w planach zakupy ogrodnicze i doprowadzanie do porządku ogródka i tarasu. 
Rodzice we Włoszech, zadowoleni chyba, bo są w pięknym miejscu koło Genui.
Wczoraj minął rok odkąd nie ma z nami Yuli…:(
W tym roku w ogóle będzie dużo takich rocznic.