Czas leci bardzo szybko…do tego zmiana komputerów i sposobu archiwizowania zdjęć i wszelkich plików zabrała mnóstwo czasu, więc nie miałam kiedy pisać.
Ostatnio pierwszy raz od dawna zajrzeliśmy do Park Cafe&Rest na grzane wino. Tuż przed Sylwestrem otworzyli prawie cały parter willi, są trzy kominki, dużo stolików, świetna muzyka i ….biblioteka:)
Frodulek tuż po strzyżeniu jest bardzo śliczny:
W Stanach długo nie było śniegu, ale teraz dosypał na całego, Bati wysłał nam zdjęcie ze swojego pokoju (przez siatkę na komary jak widać):
Warszawa jest szaro-bura, śnieg jak się pojawia to tylko na chwilę i zaraz znika, na szczęście. W ten poniedziałek byłam na spotkaniu mediacyjnym w Warsaw Financial Centre na Emilii Plater róg Świętokrzyskiej. Ciekawostką bulwersującą było to, że mediator stał początkowo po stronie dewelopera i generalnego, a nie powoda, czyli wykonawcy, który nie dostał pieniędzy. Aż się zapytałam: „Panie Mecenasie, przepraszam, jest Pan mediatorem, dlaczego więc wypowiada się Pan po którejkolwiek ze stron?”. Kilka minut później zorientowali się, że nie jestem przedstawicielem wykonawcy, ale dostawcy i wyprosili mnie z sali… Ale zanim to nastąpiło udało się wykazać że pani prawnik od dewelopera jest nieprzygotowana do rozmowy i faktycznie, za towar należy się zapłata, bo bez tego budynku nie będzie. Ale do odzyskania pieniędzy jeszcze kolejne spotkanie mediacyjne i ew. rozprawa sądowa. Cały czas chodzi o dostawy i pieniądze z 2013 roku…..
A to zdjęcie eksponatu na Emilii Plater pod Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Ciekawe co ten chłop robi w centrum miasta?
12 lutego miałam kolejne urodziny, które spędziliśmy w kameralnym gronie. Qba kupił mi tulipany w urodzinowej ilości:) Od mojej host-córki Meksykanki dostałam uroczą kartkę z życzeniami i bransoletkę. I masę masę życzeń od wszystkich, co zawsze jest dla mnie niezmiernie miłe:)
A to już Sopot i drinki w Coctail Bar Max:) Tak naprawdę kolejność zdarzeń jest zupełnie odwrotna od wklejonych tu zdjęć. Najpierw byłam z dzieciakami w Sopocie, potem urodziny, następnie Warszawa i mediacje a w czwartek Park Cafe. Ale to nie ma większego znaczenia tak naprawdę. W międzyczasie i tak dzieje się co chwila coś.
Żelazny punkt wizyty w Sopocie czyli zupa rybna w Barze Przystań. Do tego herbata z duchem, bo mimo słońca nie było aż tak ciepło. Nasza Meksykanka nie mogła wyjść ze zdumienia, że siedzi na plaży ubrana z zimową kurtkę;)
Poza naszymi selfie na kijku to łabędzie były głównymi bohaterami naszych zdjęć:)
Niewiele brakowało, żebyśmy nie pojechali w ogóle do Sopotu, bo wszyscy po kolei byli chorzy. Na szczęście mogliśmy się zdecydować w ostatniej chwili, bo znajomi udostępniali nam swoje mieszkanie w centrum miasta. Qba chodził co wieczór do kina. A ja z Kariną w sobotę wieczorem byłyśmy na koncercie rock&roll w Klubie Muzycznym Dobry Wieczór, który prowadzą przyjaciele przyjaciela, a w niedzielę w Gdańsku na Starówce też w miłym towarzystwie.
Dziś rano znów spadł śnieg…niedużo, ale przecież już czekamy na wiosnę!
Przede mną mały zabieg w szpitalu na Wołoskiej, lot do Wenecji na narty w Dolomitach, Pabianice, Zakopane, Stubai. I dużo dużo pracy.
Ale na razie lazy saturday u chillout przy radio bez reklam Swiss Jazz:-)