Wielkanoc następuje ostatnio zbyt szybko po Bożym Narodzeniu albo po prostu czas tak okrutnie nas goni. Piątek jest prawie tuż po poniedziałku, tak dużo jest różnych zajęć choć wiem, że pewnie mogłabym zrobić jeszcze więcej, pod warunkiem, że w wolnych chwilach nie czytałabym książek tylko robiła inne rzeczy. Pracowała więcej, chodziła na fitness, spotkania itd. Ale ile można?
W Wielki Piątek pojechałyśmy z Rominą do jej kolegi z Meksyku, którego host-mama jest moją koleżanka z liceum. Zaproponowała malowanie pisanek i pieczenie mazurków, co dzieciakom baaardzo się spodobało!
Święconka w sobotnie popołudnie:
Dla każdego jest po jednej pisance od Rominy:). Na śniadanie i obiad dołączyła do nas moja siostra z mężem i dziećmi, bo rodzice są w sanatorium.
Generalnie od samego rana w wolnej chwili zajmuję się tworzeniem drzewa genealogicznego rodziny. Geneza jest taka, że na FB chciał mi się dodać ktoś kogo zupełnie nie znam, ale miał w znajomych moją mamę, kuzyna ze Szwecji i kuzynkę z Warszawy. No to pytam Mamę, kto to. Strasznie było to skomplikowane, rodzina ze strony pierwszej żony dziadka itd. To po raz kolejny uświadomiło mi, jak się nasze losy, kuzynów z jednego prawie podwórka, rozeszły. Moje dzieci już zupełnie ich nie znają. Więc, żeby pokazać chłopcom, że nie są tacy sami na świecie, mają kogoś więcej niż babcię, dziadka, ciocię, wujka i dwóch kuzynów, znalazłam program, opłaciłam roczny dostęp do bazy (no trudno) i działam!
Po śniadaniu w niedzielę wszyscy grali w planszówki, a ja wpisywałam kolejne dane do portalu.
Pogoda była taka, że nie dało się wyjść na spacer i pies był okrutnie znudzony:
Dziś Lany Poniedziałek, nie polewamy się wodą w domu, bo pada na zewnątrz i już ten widok nam wystarcza. Po południu ma się poprawić i będzie słońce, więc wreszcie wyjdziemy na spacer i kawę do parku.
Jutro Bartek ma 19 urodziny…jak ten czas leci…:)