Wyjątkowo wcześnie w tym roku ustaliłyśmy termin na coroczną wigilię dla podopiecznych Fundacji Dzielna Matka. Miało być bez koni i to był jedyna możliwa sobota. Jednak głód atrakcji związanych z końmi swoje zrobił, wigilia, poczęstunek i prezenty były dodatkiem do  wspaniałego pokazu baletu i jazdy konnej oraz jasełek przy zagrodach zwierząt w stajni Klucz w Skrzeszewie, jakieś 20 minut jazdy za Jabłonną skąd pochodzi większość podopiecznych. 

Fundację założyłyśmy 9 lat temu w maju 2010 roku – Vanessa, ja, Gosia i Justyna – przyjaciółki z jednej klasy  liceum Sióstr Nazaretanek – gdy Vanessa borykała się z pozyskiwaniem funduszy na leczenie swoich dwóch niepełnosprawnych synków. Starszy z nich, Ignaś ma już 17 lat, Morysek ma 15. Śliczne chłopaki, niestety nigdy nie będą samodzielni, ich choroba genetyczna salt&pepper na to nie pozwala. Dzięki gigantycznemu poświęceniu rodziców, diecie, rehabilitacji, kiedyś na basenie a teraz hipoterapii, są w dobrym zdrowiu, jeśli można tak powiedzieć o dziecku, które nie mówi, nie wiadomo co słyszy, nie siedzi i nie chodzi samodzielnie.


Gosia również ma niepełnosprawną córkę, która obecnie ma 12 lat i po wielu, wielu operacjach słyszy, fajnie mówi i ma prosty kręgosłup choć jest naszpikowana metalem. Mała Tośka, uwielbiam ją, zawsze uśmiechnięta i wesoła. 

Grupa niepełnosprawnych dzieci i dorosłych dzięki determinacji Vanessy dostaje naprawdę wiele. Każda złotówka dofinansowania z gminy, od różnych firm i osób prywatnych idzie na pokrycie niemałych kosztów związanych z hipoterapią i aktywizacją dorosłych z niepełnosprawnościami sprzężonymi. Są to różne osoby – z porażeniami na wózkach, chodzące lub niepełnosprawne intelektualnie w stopniu znacznym. Zawsze są z nimi rodzice – zmęczone dzielne matki, rzadziej ojcowie, którzy całe swoje życie poświęcają dla dziecka, które nigdy nie będzie samodzielne. Obserwując po raz kolejny tą grupę mam wrażenie, że gdyby system rehabilitacji był skuteczniejszy w naszym kraju, niektóre z tych osób mogłyby być w dużo lepszym stanie. Wiele zależy od finansów rodziny a wiadomo że niepełnosprawność dziecka drenuje portfel, każdy pieniądz idzie na leki i inne potrzeby. Codzienna intensywna rehabilitacja kosztuje masę pieniędzy. 

Ostatnio dyskutowałyśmy o nazwie Fundacji – czy jest wystarczająco dobra. Jednak jest świetna, oddaje to co robi Vanessa – daje motywację do działania innym dzielnym matkom. Przez te 9 lat prowadziła sklepik charytatywny, organizowała zbiórki pieniędzy podczas lokalnych pikników, pisała prośby o dofinansowanie zajęć terapeutycznych na basenie, teraz podryfowała w stronę hipoterapii, która najbardziej pomaga jej i innym dzieciom. Nie musiała w tym celu zmieniać nazwy, bo Fundacja nie nazywała się Dzielna Matka sklepiki charytatywne ani nie nazywa się Dzielna Matka na Konikach, czy jakkolwiek inaczej. Jak będzie chciała skupić się innej formie pomocy, albo wielu różnych to pod obecnym szyldem może to swobodnie kolejne wiele lat robić. Oby jej samej tylko wystarczyło zdrowia, siły i motywacji do działania właśnie.

Ja, Gosia, Justyna i Agnieszka – przyjaciółki Vanessy z jednej klasy liceum możemy jej dawać wparcie psychiczne i pomagamy przy wigilii bądź innych okazjach. Gosia i Aga gotują pyszności a ja z Justyną ogarniamy dekoracje sali, podawanie jedzenia, kawy, herbaty, pakujemy na wynos co zostanie itd. Zgrany z nas team po tych wszystkich latach:) Ale motorem wszystkiego co się dzieje i nowego projektu  Magazyn Dzielna Matka jest sama niesamowita Vanessa. 

A to my rok temu, ale śmiem twierdzić że w tym roku wyglądamy lepiej 🙂